czwartek, 16 stycznia 2014

Telefon Polska

Dzwoni telefon. Wkładam klapki zagubione pod stołem w kuchni i obijając się od ściany do ściany biegnę do pokoju. W blasku zapalonej świeczki szukam telefonu. Wyświetla się napis ”Privat number”. Odbieram. Usłyszane słowa chcą się upewnić czy trafiły na właściwy kontynent: Afryka? Taaak. No hallo Afryka, Polska tutaj. Upewnione w kontynencie zapraszają muzykę. W słuchawce słyszę słowa polskiej kolędy „Przybieżeli do Betlejem pasterze”. Melodia porusza serce, a potem podchodzi do oczu i wyciska z nich łzę. Następne pół godziny jest półgodziną radości. Tak dawno niesłyszane głosy. Tak dawno niesłyszany śmiech. Śmiech, który jak magnetyczne wahadełko porusza do tego samego moje usta. Moje usta do śmiechu poruszają ciało. Ciało szukając miejsca wychodzi przed dom. Śmiech z Polski porusza ciszę nocy i buszu Afryki.


poniedziałek, 13 stycznia 2014

Gdzie się narodziłeś

Jakieś trzy tygodnie temu narodził się Jezus.
Czy widzisz Go jeszcze?
Czy słyszysz słowa zatroskanej Maryi i Józefa?

A może Boże Narodzenie to tylko 25 grudnia, tradycyjna wigilia, ubrana choinka. Może to tylko sytość stołu. Może to tylko słowa wypowiedziane po przerwie w pracy: „ No wiesz, święta, święta i po świętach” i zastanawianie się nad doborem kuracji odchudzającej. Może to tylko kolorowe światełka porozwieszane w polskich miastach zaraz po święcie Wszystkich Świętych. Może to tylko wózki pełne zakupów, angielskie piosenki puszczane w hipermarketach, półki w sklepach pełne od świątecznych prezentów.

Jeszcze przed przyjazdem do Zambii, zastanawiałam się jak będą wyglądały święta w Afryce. Wiedziałam, że nie zobaczę pierwszego grudniowego śniegu, pociągów pełnych studentów wracających do domów na święta, nie spędzę wigilii w rodzinnym gronie. Nie zobaczę przyozdobionych światełkami domów, kolorowych choinek, nie spotkam się długo niewidzianymi przyjaciółmi.

Moje przygotowanie do świąt w tym roku było inne. Lufubu nie miało błyskających światełek, ale miało 4 kolejno zapalne świeczki w kaplicy. 9 dni przed Narodzeniem Jezusa nie nagłaśniałam się szumem przedświątecznej gorączki zakupów, ale wyciszałam swoje serce na wspólnotowej modlitwie. Moją świąteczną rodziną byli księża ze wspólnoty i wolontariusze przebywający w tym roku w Zambii. Pasterka nie rozpoczęła się o północy ale o 20. Nie słyszałam polskich kolęd wygrywanych na organach, a wybrzękiwałam angielskie na gitarze. Choinki zastąpiły świeże bananowce przyozdobione papierem toaletowym i balonami. W Boże Narodzenie nie ubierałam kurtki i kozaków, a bluzkę z krótkim rękawkiem. 26 grudnia nie odwiedzałam rodzeństwa ale wraz z dziećmi i wolontariuszami chorych w najbliższym szpitalu. W ciszy przedświątecznej modlitwy mogłam zobaczyć ile w moim sercu brudu, ile niepotrzebnych słów, ile w nim smutku. Ile skupiania się na własnych siłach, a jak mało ufania Bogu. Mogłam zobaczyć jak wszystko chce zagłuszyć przyjście i Narodzenie Jezusa. Ale właśnie w tym chciał narodzić się Jezus. W trudności przełamywania ciszy, w wyciąganiu pierwszemu ręki, w smutku. Jezus nie narodził się na jeden dzień wspomnienia Bożego Narodzenia. Jezus chce rodzić się we mnie codziennie. Bo nie jest ważne czy wigilia rozpocznie się pierwszą gwiazdką czy blaskiem afrykańskiego słońca. Czy na stole znajdziemy 12 potraw a pod choinka prezenty. Czy scenka Bożego Narodzenia będzie dopracowana do perfekcji a kolędy wyśpiewane w stałym rytmie. 

Ważne jest, gdzie narodził się Jezus.
Ksiądz Gienek często nam powtarza:
Pewne jest, że Jezus narodził się w żłobie.
To wszystko jednak na próżno, jeśli nie narodził się w Tobie.