Czy listy przestały przychodzić? Czy Pan Bóg przestał odwiedzać Lufubu? Może przestał do mnie mówić? Czy Afryka przestała dziwić? Dzień nie różni się od dnia?
Gdyby ktoś zadał mi te pytania, na wszystkie razem powiedziałabym: nie. Przed wyjazdem na misje spodziewałam się codziennej monotonii obowiązków. Środek buszu, brak bodźców cywilizacji. Tymczasem busz zmienia twarz każdego miesiąca, a każdy dzień maluje innymi kredkami.
Pan Bóg wysyła do mnie listy. Codziennie. Czemu nie wyskakiwały w kolorowych postach? Pierwsza przyczyna jest techniczna. Niepoliczalne spadki i skoki napięcia pokonały mój komputer. Brak intymnego miejsca do spisywania zapisków. A druga? Druga to lekcja życia wzięta od Afrykańczyków, która wypełniła plan dnia w nowy sposób. Wczoraj minęło, jutra jeszcze nie ma. Jest tylko dzisiaj i trzeba go przeżyć na sto procent. Bez odkładania na jutro.
Sama myślę o tym, że to dziwne. Że to lekcja wzięta właśnie od Afrykańczyków. Bo Zambijczyk nie ma zegarka, a czas szacuje z położenia słońca. Bo Zambijczyk często się spóźnia, a w Afryce śpieszą się tylko autobusy. Ale ten sam Zambijczyk pamięta że miałam przyjść po numer telefonu a nie przyszłam. Ten sam Zabijczyk na każdą moją propozycję, odpowie słowem „Today” (dzisiaj). „Matylda może bym kiedyś do Ciebie przyszła”? Matylda kieruje na mnie wzrok: „Today”? Pytam w oratorium klub piłki siatkowej: „Może zrobimy zawody w siatkówkę”? Zaciekawione głosy odpowiadają: „Today’?
Najwięcej uczą mnie dzieci.
-„Lazarous, posprzątałabym oratorium. Może zorganizujemy grupę i posprzątamy wszystko. Może jutro?”
Czternastoletni chłopiec:
- „A może dzisiaj?”
Jego wyraz twarzy w sekundę przekonuje mnie do zamknięcia kalendarza a wyciągnięcia mioteł.
Wcześniej szacowałam czas. Do mamy Andzeli pójdę jutro. Nowy temat z angielskiego zacznę w poniedziałek. Płot zrobię kiedyś. Dzisiaj staram się niczego nie odkładać. Jeśli o czymś pomyśle i mam wolną chwilę, staram się to zrobić.
Od prawie roku żyje wśród ludzi dla których wczoraj to odległa przeszłość a jutro to odległa przyszłość. Pewnego czerwcowego dnia idę zobaczyć ranę dziadka Lazarousa. Siadam przed domem na drewnianym stołku. Mój wzrok przeciska się przez drzwi i dostrzega zielony tobołek na rękach Nkandu. Różowe zawiniątko w zielonym kocyku ląduje na moich kolanach. Pomarszczona skóra i zmęczenie matki wysyłają do mojego mózgu informacje o świeżym porodzie. Pytam:
-„Nkandu. Kiedy urodziłaś dziecko?”
-„Tomorrow” (Jutro)
Całuje maleństwo, a mój śmiech odbija się od ścian domku, do którego weszłam. Po dziesięciu miesiącach zrozumiałam, że w kraju w którym jestem jutro znaczy wczoraj. Często słyszałam słowo „mailo”, ale myślałam że znaczy tylko wczoraj. Dziś już wiem, że określa ono wczoraj i jutro. W końcu zrozumiałam konstrukcje zdaniowe „Yesterday I will go to the river” (Wczoraj pójdę nad rzekę) , „Tomorrow I was in the bush” (Jutro byłam w buszu).
Dla mnie „mailo” to ewangeliczna mądrość Afrykańczyka wobec tego co było i tego czego jeszcze nie ma. Bóg daje nam dzisiejszy dzień. Przeżuwamy i delektujemy przeszłość lub na zmianę rozpływamy się w planach. A czy w dniu dzisiejszym jest jeszcze miejsce na dzisiaj? Może spotkałam Boga w przeszłości. Może chciałbym Go spotkać po śmierci. Ale czy chce Go spotkać i żyć z Nim dzisiaj?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz